wtorek, 8 września 2015

Rozdział 1 - Nawet ładna nieznajoma

 Gorąco, gorąco, gorąco... czemu w sierpniu jest tak gorąco, ja się pytam?! Człowiek nie może ani sobie spokojnie polatać, ani porzucać się z dzieciakami śnieżkami. Chociaż określenie człowiek jest nieco na wyrost... o właśnie! Nie przedstawiłem się!
 Nazywam się Jackson Overland Frost lub krócej - Jack Frost. Jestem duchem zimy z trzechsetletnim stażem. Ogólnie latam po świecie, obrzucam dzieciaki śnieżkami, robię zamiecie śnieżne i kłócę się z Kangurem Wielkanocnym. Zresztą to nie moja wina, że jest taki pamiętliwy. Przecież to było w sześćdziesiątym ósmym! Mała śnieżyca, a on już się czepia...
 Leciałem na północ. Był środek nocy, więc istniała szansa, że yeti przysnęły na służbie i udami się w końcu dostać do środka. Zwykle próbowałem wejść tam w dzień. Nie wiem czemu. Baza Northa, jednego ze Strażników, zawsze mnie fascynowała. A już szczególnie zabawki, które tam wytwarzają.
 Wylądowałem bezdźwięcznie na dachu. Wolałem nie ryzykować użycia wiatru, by yeti nie wywęszyły mnie tak łatwo. Skradałem się po drewnianych dachówkach w stronę okna do głównej hali. Skoczyłem lekko na parapet i zajrzałem przez szybę. Na pewno trafiłem we właściwe miejsce - widać było elfy plączące się pomiędzy zabawkami.
 Uśmiechnąłem się. Jestem blisko. Stuknąłem cichutko w szkło, zamrażając je, a potem... uderzyłem pięścią w szybę. Lód utrzymał odłamki na miejscu, więc żaden nie upadł. Za pomocą wiatru przeniosłem stłuczone okno na dach i z szerokim uśmiechem wleciałem do środka.
 Nareszcie! Po tylu latach udało mi się tu włamać! Zacząłbym krzyczeć i śmiać się z radości, ale jeszcze ktoś by usłyszał. Rozemocjonowany zacząłem skakać i latać po pomieszczeniu, nie mogąc nacieszyć oczu widokiem tylu bajecznych zabawek.
 Mój zachwyt przerwał mały wybuch. Elfy narozrabiały i teraz na jednym z blatów roboczych płonął ogień, coraz szybciej się rozprzestrzeniając.
 O nie... jak mnie tu teraz złapią, to nie ma przebacz...
 Do hali coś wpadło, podbiegło do blatu i polało ogień, gasząc go.
 - O matko! Trzeci raz już! - usłyszałem głos i zrozumiałem, że to coś jest człowiekiem. Chyba wydałem z siebie jakiś dźwięk bo postać odwróciła się w moją stronę, zarzucając  burzą płomiennorudych loków. Dziewczyna była ładna, może nawet piękna z tymi swoimi morskimi oczami i małymi ustami oraz nosem. Ale bardziej zaskoczył mnie fakt, że u pasa ciemnozielonej sukni miała kołczan ze strzałami oraz łukiem po prawej i miecz po lewej. Widząc mnie, zareagowała błyskawicznie. Zaledwie mrugnąłem, a ona już celowała do mnie z łuku.
 - Kim jesteś?! Pokaż się! - krzyknęła - Bo zawołam yeti! - zagroziła, gdy nie ruszyłem się z krokwi, na której kucałem.
 - Nie ma takiej potrzeby - zeskoczyłem na podłogę ze skrzywioną miną. Mój dobry humor szybko się ulotnił - Sam się wyrzucę.
 Dziewczyna zmarszczyła grube, rude brwi, zaskoczona moją reakcją. Opuściła łuk.
 - Coś ty taki obrażalski? - spytała
 - Gdybyś ty próbowała dostać się do pewnego miejsca i już by ci się to udało, ale jakiś durny elfik by nabroił, to też byś nie była zadowolona. - burknąłem, zarzucając kaptur na białe włosy i wsadzając do przedniej kieszeni prawą rękę. Stałem na parapecie i już miałem skoczyć, gdy usłyszałem świst. Strzała przyszpiliła mi rękaw do drewnianej ramy. - Co do...!
 - Nigdzie nie idziesz. Strażnicy cię szukają!
 - A po kiego lodowca im ja? - warknąłem, wyrywając strzałę z bluzy. Drzewce pokryły się lodem i pękły.
 Strażnicy byli dla mnie nieco drażliwym tematem. Przyznaję bez bicia - zazdrościłem im. Oni byli widzialni, znani... a ja? Dla ludzi byłem tylko zawirowaniem powietrza, jakbym w ogóle nie istniał... czego nie omieszkał wypominać mi Zając. Twierdził też, że jestem "pomyłką" i dlatego nigdy nie stanę się widzialny. Może było w tym ziarnko prawdy...
 W każdym razie od pierwszego spotkania z nim nie mam najlepszego zdania o Strażnikach. On był jedynym, którego znałem osobiście. North czasem mignął mi się w święta, a Ząbek nie opuszcza swojego pałacu. Jeśli chodzi o Piaska, to jak dotąd widywałem tylko jego sny.
 - Złe rzeczy się dzieją - pogrążony we wspomnieniach nawet nie zauważyłem kiedy do mnie podeszła - Coraz mniej dzieci wierzy w Strażników - westchnęła
 - To nie mój problem - odpowiedziałem lekceważąco. Dziewczynę, aż zamurowało z oburzenia.
 - Jak śmiesz... - zaperzyła się, łapiąc mnie za nadgarstek - To twój świat! Powinno cię obchodzić co się w nim dzieje! - jej palce coraz mocniej zaciskały się na moim ręku - Posłuchaj...
 - Nie to ty posłuchaj! - warknąłem, zeskakując z parapetu i stając naprzeciw niej. Była zaledwie kilka centymetrów ode mnie niższa - Jesteś w stanie podać mi pięć powodów, dla których miałbym im pomóc? Przez te trzysta lat jakoś ich nie obchodziłem. Do czego taka "pomyłka" jak ja mogłaby być im potrzebna?! - dziewczyna miała szeroko otwarte oczy z zaskoczenia. Szarpnięciem wyswobodziłem rękę z jej uścisku. Jednak ona nawet nie drgnęła, tylko stała z lekko uniesioną dłonią - Przecież jedyne co robię to zamrażam rury i przeszkadzam im w pracy! - pchnąłem ją lekko. Dziewczyna była na tyle rozkojarzona, by stracić równowagę i zatoczyć się na blat roboczy.
 Rzuciłem jej pełne złości spojrzenie. Zanim wyleciałem usłyszałem jeszcze słowa:
 - Merida, co tu się stało?! - krzyknął męski głos - Czy to...
 Ogromna śnieżyca za oknem zagłuszyła dalszą wypowiedź. Nie obchodziło mnie to. Byłem wściekły, a pogoda na biegunie reagowała na mój gniew. Wiatry błyskawicznie poniósł mnie do mojej kryjówki, mojego azylu. Miejsce to było ukryte na stromym zboczu klifu pod grubą warstwą śniegu i lodu. Ale dla mnie to nie było problemem, bo wystarczył jeden ruch, by mroźne przeszkody rozstąpiły się, ukazując przytulną jaskinię. Wszedłem do środka z cichym westchnieniem. Dziesiątki maleńkich otworów w suficie, zapewniało delikatne oświetlenie. W razie gdy potrzebowałem więcej światła po prostu tworzyłem niewielkie kryształki, które odbijały je i rozjaśniały pomieszczenie.
 Tu nikt nie był w stanie mnie odnaleźć.W końcu da się dostać do środka tylko z mocą lodu, ewentualnie z mocą ognia i niezawodną intuicją, by w ogóle znaleźć to miejsce. Tak więc tu miałem pewność, że będę sam. Tak to mogłem wpaść na Zająca na przykład. Albo tę rudą lalę, Meridę bodajże. Nawet ładna jest...

8 komentarzy:

  1. Oooo, ale super rozdział!!! Jeden z niewielu fajnych blogów pisanych z perspektywy Jack'a. Większość z nich to wymówka, żeby pisać wieśniackim językiem.

    Czekam na next'a!!! Ciekawa jestem jak to się potoczy dalej ♥

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Księżycu, jak ja uwielbiam twoje komentarze... :3

      Usuń
    2. A mogę doznać zaszczytu i dowiedzieć się czemu? :3

      Usuń
    3. Ależ oczywiście :)
      Bo są "treściwe" jak by to ujął Flacha :D

      Usuń
  2. Fabula bardzo ciekawie się zapowiada :)
    Same opwiadanie czyta sie lekko i przyjemnie, oby tak dalej :3

    http://slughorn.blog.pl

    OdpowiedzUsuń