Gorąco, gorąco, gorąco... czemu w sierpniu jest tak gorąco, ja się pytam?! Człowiek nie może ani sobie spokojnie polatać, ani porzucać się z dzieciakami śnieżkami. Chociaż określenie człowiek jest nieco na wyrost... o właśnie! Nie przedstawiłem się!
Nazywam się Jackson Overland Frost lub krócej - Jack Frost. Jestem duchem zimy z trzechsetletnim stażem. Ogólnie latam po świecie, obrzucam dzieciaki śnieżkami, robię zamiecie śnieżne i kłócę się z Kangurem Wielkanocnym. Zresztą to nie moja wina, że jest taki pamiętliwy. Przecież to było w sześćdziesiątym ósmym! Mała śnieżyca, a on już się czepia...
Leciałem na północ. Był środek nocy, więc istniała szansa, że yeti przysnęły na służbie i udami się w końcu dostać do środka. Zwykle próbowałem wejść tam w dzień. Nie wiem czemu. Baza Northa, jednego ze Strażników, zawsze mnie fascynowała. A już szczególnie zabawki, które tam wytwarzają.
Wylądowałem bezdźwięcznie na dachu. Wolałem nie ryzykować użycia wiatru, by yeti nie wywęszyły mnie tak łatwo. Skradałem się po drewnianych dachówkach w stronę okna do głównej hali. Skoczyłem lekko na parapet i zajrzałem przez szybę. Na pewno trafiłem we właściwe miejsce - widać było elfy plączące się pomiędzy zabawkami.
Uśmiechnąłem się. Jestem blisko. Stuknąłem cichutko w szkło, zamrażając je, a potem... uderzyłem pięścią w szybę. Lód utrzymał odłamki na miejscu, więc żaden nie upadł. Za pomocą wiatru przeniosłem stłuczone okno na dach i z szerokim uśmiechem wleciałem do środka.
Nareszcie! Po tylu latach udało mi się tu włamać! Zacząłbym krzyczeć i śmiać się z radości, ale jeszcze ktoś by usłyszał. Rozemocjonowany zacząłem skakać i latać po pomieszczeniu, nie mogąc nacieszyć oczu widokiem tylu bajecznych zabawek.
Mój zachwyt przerwał mały wybuch. Elfy narozrabiały i teraz na jednym z blatów roboczych płonął ogień, coraz szybciej się rozprzestrzeniając.
O nie... jak mnie tu teraz złapią, to nie ma przebacz...
Do hali coś wpadło, podbiegło do blatu i polało ogień, gasząc go.
- O matko! Trzeci raz już! - usłyszałem głos i zrozumiałem, że to coś jest człowiekiem. Chyba wydałem z siebie jakiś dźwięk bo postać odwróciła się w moją stronę, zarzucając burzą płomiennorudych loków. Dziewczyna była ładna, może nawet piękna z tymi swoimi morskimi oczami i małymi ustami oraz nosem. Ale bardziej zaskoczył mnie fakt, że u pasa ciemnozielonej sukni miała kołczan ze strzałami oraz łukiem po prawej i miecz po lewej. Widząc mnie, zareagowała błyskawicznie. Zaledwie mrugnąłem, a ona już celowała do mnie z łuku.
- Kim jesteś?! Pokaż się! - krzyknęła - Bo zawołam yeti! - zagroziła, gdy nie ruszyłem się z krokwi, na której kucałem.
- Nie ma takiej potrzeby - zeskoczyłem na podłogę ze skrzywioną miną. Mój dobry humor szybko się ulotnił - Sam się wyrzucę.
Dziewczyna zmarszczyła grube, rude brwi, zaskoczona moją reakcją. Opuściła łuk.
- Coś ty taki obrażalski? - spytała
- Gdybyś ty próbowała dostać się do pewnego miejsca i już by ci się to udało, ale jakiś durny elfik by nabroił, to też byś nie była zadowolona. - burknąłem, zarzucając kaptur na białe włosy i wsadzając do przedniej kieszeni prawą rękę. Stałem na parapecie i już miałem skoczyć, gdy usłyszałem świst. Strzała przyszpiliła mi rękaw do drewnianej ramy. - Co do...!
- Nigdzie nie idziesz. Strażnicy cię szukają!
- A po kiego lodowca im ja? - warknąłem, wyrywając strzałę z bluzy. Drzewce pokryły się lodem i pękły.
Strażnicy byli dla mnie nieco drażliwym tematem. Przyznaję bez bicia - zazdrościłem im. Oni byli widzialni, znani... a ja? Dla ludzi byłem tylko zawirowaniem powietrza, jakbym w ogóle nie istniał... czego nie omieszkał wypominać mi Zając. Twierdził też, że jestem "pomyłką" i dlatego nigdy nie stanę się widzialny. Może było w tym ziarnko prawdy...
W każdym razie od pierwszego spotkania z nim nie mam najlepszego zdania o Strażnikach. On był jedynym, którego znałem osobiście. North czasem mignął mi się w święta, a Ząbek nie opuszcza swojego pałacu. Jeśli chodzi o Piaska, to jak dotąd widywałem tylko jego sny.
- Złe rzeczy się dzieją - pogrążony we wspomnieniach nawet nie zauważyłem kiedy do mnie podeszła - Coraz mniej dzieci wierzy w Strażników - westchnęła
- To nie mój problem - odpowiedziałem lekceważąco. Dziewczynę, aż zamurowało z oburzenia.
- Jak śmiesz... - zaperzyła się, łapiąc mnie za nadgarstek - To twój świat! Powinno cię obchodzić co się w nim dzieje! - jej palce coraz mocniej zaciskały się na moim ręku - Posłuchaj...
- Nie to ty posłuchaj! - warknąłem, zeskakując z parapetu i stając naprzeciw niej. Była zaledwie kilka centymetrów ode mnie niższa - Jesteś w stanie podać mi pięć powodów, dla których miałbym im pomóc? Przez te trzysta lat jakoś ich nie obchodziłem. Do czego taka "pomyłka" jak ja mogłaby być im potrzebna?! - dziewczyna miała szeroko otwarte oczy z zaskoczenia. Szarpnięciem wyswobodziłem rękę z jej uścisku. Jednak ona nawet nie drgnęła, tylko stała z lekko uniesioną dłonią - Przecież jedyne co robię to zamrażam rury i przeszkadzam im w pracy! - pchnąłem ją lekko. Dziewczyna była na tyle rozkojarzona, by stracić równowagę i zatoczyć się na blat roboczy.
Rzuciłem jej pełne złości spojrzenie. Zanim wyleciałem usłyszałem jeszcze słowa:
- Merida, co tu się stało?! - krzyknął męski głos - Czy to...
Ogromna śnieżyca za oknem zagłuszyła dalszą wypowiedź. Nie obchodziło mnie to. Byłem wściekły, a pogoda na biegunie reagowała na mój gniew. Wiatry błyskawicznie poniósł mnie do mojej kryjówki, mojego azylu. Miejsce to było ukryte na stromym zboczu klifu pod grubą warstwą śniegu i lodu. Ale dla mnie to nie było problemem, bo wystarczył jeden ruch, by mroźne przeszkody rozstąpiły się, ukazując przytulną jaskinię. Wszedłem do środka z cichym westchnieniem. Dziesiątki maleńkich otworów w suficie, zapewniało delikatne oświetlenie. W razie gdy potrzebowałem więcej światła po prostu tworzyłem niewielkie kryształki, które odbijały je i rozjaśniały pomieszczenie.
Tu nikt nie był w stanie mnie odnaleźć.W końcu da się dostać do środka tylko z mocą lodu, ewentualnie z mocą ognia i niezawodną intuicją, by w ogóle znaleźć to miejsce. Tak więc tu miałem pewność, że będę sam. Tak to mogłem wpaść na Zająca na przykład. Albo tę rudą lalę, Meridę bodajże. Nawet ładna jest...
Nazywam się Jackson Overland Frost lub krócej - Jack Frost. Jestem duchem zimy z trzechsetletnim stażem. Ogólnie latam po świecie, obrzucam dzieciaki śnieżkami, robię zamiecie śnieżne i kłócę się z Kangurem Wielkanocnym. Zresztą to nie moja wina, że jest taki pamiętliwy. Przecież to było w sześćdziesiątym ósmym! Mała śnieżyca, a on już się czepia...
Leciałem na północ. Był środek nocy, więc istniała szansa, że yeti przysnęły na służbie i udami się w końcu dostać do środka. Zwykle próbowałem wejść tam w dzień. Nie wiem czemu. Baza Northa, jednego ze Strażników, zawsze mnie fascynowała. A już szczególnie zabawki, które tam wytwarzają.
Wylądowałem bezdźwięcznie na dachu. Wolałem nie ryzykować użycia wiatru, by yeti nie wywęszyły mnie tak łatwo. Skradałem się po drewnianych dachówkach w stronę okna do głównej hali. Skoczyłem lekko na parapet i zajrzałem przez szybę. Na pewno trafiłem we właściwe miejsce - widać było elfy plączące się pomiędzy zabawkami.
Uśmiechnąłem się. Jestem blisko. Stuknąłem cichutko w szkło, zamrażając je, a potem... uderzyłem pięścią w szybę. Lód utrzymał odłamki na miejscu, więc żaden nie upadł. Za pomocą wiatru przeniosłem stłuczone okno na dach i z szerokim uśmiechem wleciałem do środka.
Nareszcie! Po tylu latach udało mi się tu włamać! Zacząłbym krzyczeć i śmiać się z radości, ale jeszcze ktoś by usłyszał. Rozemocjonowany zacząłem skakać i latać po pomieszczeniu, nie mogąc nacieszyć oczu widokiem tylu bajecznych zabawek.
Mój zachwyt przerwał mały wybuch. Elfy narozrabiały i teraz na jednym z blatów roboczych płonął ogień, coraz szybciej się rozprzestrzeniając.
O nie... jak mnie tu teraz złapią, to nie ma przebacz...
Do hali coś wpadło, podbiegło do blatu i polało ogień, gasząc go.
- O matko! Trzeci raz już! - usłyszałem głos i zrozumiałem, że to coś jest człowiekiem. Chyba wydałem z siebie jakiś dźwięk bo postać odwróciła się w moją stronę, zarzucając burzą płomiennorudych loków. Dziewczyna była ładna, może nawet piękna z tymi swoimi morskimi oczami i małymi ustami oraz nosem. Ale bardziej zaskoczył mnie fakt, że u pasa ciemnozielonej sukni miała kołczan ze strzałami oraz łukiem po prawej i miecz po lewej. Widząc mnie, zareagowała błyskawicznie. Zaledwie mrugnąłem, a ona już celowała do mnie z łuku.
- Kim jesteś?! Pokaż się! - krzyknęła - Bo zawołam yeti! - zagroziła, gdy nie ruszyłem się z krokwi, na której kucałem.
- Nie ma takiej potrzeby - zeskoczyłem na podłogę ze skrzywioną miną. Mój dobry humor szybko się ulotnił - Sam się wyrzucę.
Dziewczyna zmarszczyła grube, rude brwi, zaskoczona moją reakcją. Opuściła łuk.
- Coś ty taki obrażalski? - spytała
- Gdybyś ty próbowała dostać się do pewnego miejsca i już by ci się to udało, ale jakiś durny elfik by nabroił, to też byś nie była zadowolona. - burknąłem, zarzucając kaptur na białe włosy i wsadzając do przedniej kieszeni prawą rękę. Stałem na parapecie i już miałem skoczyć, gdy usłyszałem świst. Strzała przyszpiliła mi rękaw do drewnianej ramy. - Co do...!
- Nigdzie nie idziesz. Strażnicy cię szukają!
- A po kiego lodowca im ja? - warknąłem, wyrywając strzałę z bluzy. Drzewce pokryły się lodem i pękły.
Strażnicy byli dla mnie nieco drażliwym tematem. Przyznaję bez bicia - zazdrościłem im. Oni byli widzialni, znani... a ja? Dla ludzi byłem tylko zawirowaniem powietrza, jakbym w ogóle nie istniał... czego nie omieszkał wypominać mi Zając. Twierdził też, że jestem "pomyłką" i dlatego nigdy nie stanę się widzialny. Może było w tym ziarnko prawdy...
W każdym razie od pierwszego spotkania z nim nie mam najlepszego zdania o Strażnikach. On był jedynym, którego znałem osobiście. North czasem mignął mi się w święta, a Ząbek nie opuszcza swojego pałacu. Jeśli chodzi o Piaska, to jak dotąd widywałem tylko jego sny.
- Złe rzeczy się dzieją - pogrążony we wspomnieniach nawet nie zauważyłem kiedy do mnie podeszła - Coraz mniej dzieci wierzy w Strażników - westchnęła
- To nie mój problem - odpowiedziałem lekceważąco. Dziewczynę, aż zamurowało z oburzenia.
- Jak śmiesz... - zaperzyła się, łapiąc mnie za nadgarstek - To twój świat! Powinno cię obchodzić co się w nim dzieje! - jej palce coraz mocniej zaciskały się na moim ręku - Posłuchaj...
- Nie to ty posłuchaj! - warknąłem, zeskakując z parapetu i stając naprzeciw niej. Była zaledwie kilka centymetrów ode mnie niższa - Jesteś w stanie podać mi pięć powodów, dla których miałbym im pomóc? Przez te trzysta lat jakoś ich nie obchodziłem. Do czego taka "pomyłka" jak ja mogłaby być im potrzebna?! - dziewczyna miała szeroko otwarte oczy z zaskoczenia. Szarpnięciem wyswobodziłem rękę z jej uścisku. Jednak ona nawet nie drgnęła, tylko stała z lekko uniesioną dłonią - Przecież jedyne co robię to zamrażam rury i przeszkadzam im w pracy! - pchnąłem ją lekko. Dziewczyna była na tyle rozkojarzona, by stracić równowagę i zatoczyć się na blat roboczy.
Rzuciłem jej pełne złości spojrzenie. Zanim wyleciałem usłyszałem jeszcze słowa:
- Merida, co tu się stało?! - krzyknął męski głos - Czy to...
Ogromna śnieżyca za oknem zagłuszyła dalszą wypowiedź. Nie obchodziło mnie to. Byłem wściekły, a pogoda na biegunie reagowała na mój gniew. Wiatry błyskawicznie poniósł mnie do mojej kryjówki, mojego azylu. Miejsce to było ukryte na stromym zboczu klifu pod grubą warstwą śniegu i lodu. Ale dla mnie to nie było problemem, bo wystarczył jeden ruch, by mroźne przeszkody rozstąpiły się, ukazując przytulną jaskinię. Wszedłem do środka z cichym westchnieniem. Dziesiątki maleńkich otworów w suficie, zapewniało delikatne oświetlenie. W razie gdy potrzebowałem więcej światła po prostu tworzyłem niewielkie kryształki, które odbijały je i rozjaśniały pomieszczenie.
Tu nikt nie był w stanie mnie odnaleźć.W końcu da się dostać do środka tylko z mocą lodu, ewentualnie z mocą ognia i niezawodną intuicją, by w ogóle znaleźć to miejsce. Tak więc tu miałem pewność, że będę sam. Tak to mogłem wpaść na Zająca na przykład. Albo tę rudą lalę, Meridę bodajże. Nawet ładna jest...
Oooo, ale super rozdział!!! Jeden z niewielu fajnych blogów pisanych z perspektywy Jack'a. Większość z nich to wymówka, żeby pisać wieśniackim językiem.
OdpowiedzUsuńCzekam na next'a!!! Ciekawa jestem jak to się potoczy dalej ♥
Księżycu, jak ja uwielbiam twoje komentarze... :3
UsuńA mogę doznać zaszczytu i dowiedzieć się czemu? :3
UsuńAleż oczywiście :)
UsuńBo są "treściwe" jak by to ujął Flacha :D
Świetny :D
OdpowiedzUsuńYey! Ktoś nowy :D
UsuńFabula bardzo ciekawie się zapowiada :)
OdpowiedzUsuńSame opwiadanie czyta sie lekko i przyjemnie, oby tak dalej :3
http://slughorn.blog.pl
Dwoje nowych czytelników :-)
Usuń