Za mną stała zakapturzona postać.
- Anna - bardziej stwierdziłem niż zapytałem
- Po co mnie szukałeś? - spytała cicho - Co jeszcze chcesz zniszczyć?
- To twoje zaufanie do duchów bywa dobijające... - westchnąłem
- Tylko księżycowych. Inne muszą być mi posłuszne - odparła zimno - W mojej władzy są cienie, które je skrywają. Żaden nie jest w stanie się mnie sprzeciwić.
Normalnie nie czuję zimna, ale mógłbym przysiąc, że temperatura wokół nas opadła o kilka stopni. Właśnie, mamy ciepłą wiosnę, a ona w czarnym płaszczu. Czy jej nie jest z gorąco?
- Dlaczego ukrywasz twarz? Nie chcesz olśnić ludzi swym światłem? - uśmiechnąłem się szeroko
- To światło nie należy tylko do mnie - powiedziała zagadkowo - A gdybym pokazała ci me oblicze nigdy już nie zaznałabym wolności na tym świecie.
Nie no, czy wszyscy na tym świecie chcą mnie wkurzyć? Ruda się rządzi, blondi to... no cóż, słodka blondynka, North z tym swoim "mamy ważniejsze sprawy"... a Anna nie przejdzie do sedna tylko jakieś zagadki mówi...
Dobra, spróbujmy inaczej.
- Czemu nie ma cię w Księdze Obdarzonych?
- Ma siostra półkrwi pomogła mi rozpłynąć się w ciemności - jej krwistoczerwone usta rozciągnęły się w zimnym uśmiechu - W zamian za własny kąt na tym świecie.
- Mieszkacie razem? - spytałem nie do końca rozumiejąc jej słowa. Dziewczyna zastygła na chwilę, po czym wybuchnęła perlistym śmiechem - Co się śmiejesz? - burknąłem urażony. Anna uniosła dłoń do ust, tłumiąc kolejną salwę chichotu. Dopiero teraz zauważyłem, że na rękach ma cieniste rękawiczki
- Można powiedzieć, iż mieszkamy razem. - jej uśmiech był teraz czymś więcej niż wykrzywieniem ust - Jesteśmy ze sobą bardzo blisko, choć daleko. Ona... - Anna zawahała się na chwilę - ...bardzo się różni ode mnie. Jak ciemność i światło - kąciki jej ust delikatnie uniosły się ku górze
- Anna - bardziej stwierdziłem niż zapytałem
- Po co mnie szukałeś? - spytała cicho - Co jeszcze chcesz zniszczyć?
- To twoje zaufanie do duchów bywa dobijające... - westchnąłem
- Tylko księżycowych. Inne muszą być mi posłuszne - odparła zimno - W mojej władzy są cienie, które je skrywają. Żaden nie jest w stanie się mnie sprzeciwić.
Normalnie nie czuję zimna, ale mógłbym przysiąc, że temperatura wokół nas opadła o kilka stopni. Właśnie, mamy ciepłą wiosnę, a ona w czarnym płaszczu. Czy jej nie jest z gorąco?
- Dlaczego ukrywasz twarz? Nie chcesz olśnić ludzi swym światłem? - uśmiechnąłem się szeroko
- To światło nie należy tylko do mnie - powiedziała zagadkowo - A gdybym pokazała ci me oblicze nigdy już nie zaznałabym wolności na tym świecie.
Nie no, czy wszyscy na tym świecie chcą mnie wkurzyć? Ruda się rządzi, blondi to... no cóż, słodka blondynka, North z tym swoim "mamy ważniejsze sprawy"... a Anna nie przejdzie do sedna tylko jakieś zagadki mówi...
Dobra, spróbujmy inaczej.
- Czemu nie ma cię w Księdze Obdarzonych?
- Ma siostra półkrwi pomogła mi rozpłynąć się w ciemności - jej krwistoczerwone usta rozciągnęły się w zimnym uśmiechu - W zamian za własny kąt na tym świecie.
- Mieszkacie razem? - spytałem nie do końca rozumiejąc jej słowa. Dziewczyna zastygła na chwilę, po czym wybuchnęła perlistym śmiechem - Co się śmiejesz? - burknąłem urażony. Anna uniosła dłoń do ust, tłumiąc kolejną salwę chichotu. Dopiero teraz zauważyłem, że na rękach ma cieniste rękawiczki
- Można powiedzieć, iż mieszkamy razem. - jej uśmiech był teraz czymś więcej niż wykrzywieniem ust - Jesteśmy ze sobą bardzo blisko, choć daleko. Ona... - Anna zawahała się na chwilę - ...bardzo się różni ode mnie. Jak ciemność i światło - kąciki jej ust delikatnie uniosły się ku górze
- Jak ogień i lód - dodałem. Dziewczyna cofnęła się o krok, chyba przestraszona, ale nie byłem w stanie stwierdzić na pewno, bo widziałem zaledwie kawałek jej twarzy.
- Czas na ciebie, Jacksonie Frost - oznajmiła lodowato
- Anno, przepraszam! Ja nie chciałem... - złapałem ją za rękę. Miała ciepłe dłonie. Gwałtowny błysk światła cisnął mną o pień drzewa.
- N-nigdy mnie nie dotykaj - powiedziała łamiącym się głosem dziewczyna, przyciskając dłoń do piersi. W jej słowach można było dosłyszeć rozpacz. Potem odwróciła się na pięcie i pobiegła w las.
Usiłowałem ją gonić, ale przed oczami tańczyły mi mroczki i wszystko mnie bolało. Nagle Anna zniknęła, jakby zapadła się pod ziemię. Stałem jeszcze chwilę jak idiota, ale nie dojrzałem nigdzie nawet jej śladu.
Jakby nigdy nie istniała.
Zdezorientowany wzbiłem się w powietrze i poleciałem na biegun. Tam blondi prawie dostała zawału na mój widok.
- Jack! - pisnęła przerażona - Co ci się stało?
Spojrzałam po sobie, nie rozumiejąc o co jej chodzi. I zobaczyłem. Bluzę miałem osmaloną, a szyję i ręce mocno poparzone.
- Annie nie spodobało się to co powiedziałem - przyznałem
- A co jej powiedziałeś? - spytała zaciekawiona Merida
- Mówiła, że ona i jej siostra różnią się jako ciemność i światło, a ja dorzuciłem inne porównanie, jak ogień i lód. Nieźle to nią wstrząsnęło. Chciała iść, ale złapałem ją za rękę, no i to jej nie przypadło do gustu. Cisnęła mną o drzewo.
- Kiedy ty się nauczysz szanować przestrzeń prywatną? - zapytała Ruda
- Za kolejne trzysta lat? - powiedziałem z niewinnym uśmieszkiem. Roszpunka rzuciła we mnie swoimi włosami niczym lassem, uniemożliwiając mi poruszanie rękami - Mogłabyś następnym razem uprzedzać zanim zrobisz ze mnie mumię? - poprosiłem, ale blondyna mnie zignorowała i zaczęła śpiewać.
- Mam wrażenie, że jesteś masochistą - powiedziała jak skończyła mnie leczyć. Z ulgą wyplątałem się z jej pukli, bo nie lubiłem być związany. Zresztą kto lubi...
- Czepiasz się, to był zwykły wypadek - machnąłem ręką
Usiłowałem ją gonić, ale przed oczami tańczyły mi mroczki i wszystko mnie bolało. Nagle Anna zniknęła, jakby zapadła się pod ziemię. Stałem jeszcze chwilę jak idiota, ale nie dojrzałem nigdzie nawet jej śladu.
Jakby nigdy nie istniała.
Zdezorientowany wzbiłem się w powietrze i poleciałem na biegun. Tam blondi prawie dostała zawału na mój widok.
- Jack! - pisnęła przerażona - Co ci się stało?
Spojrzałam po sobie, nie rozumiejąc o co jej chodzi. I zobaczyłem. Bluzę miałem osmaloną, a szyję i ręce mocno poparzone.
- Annie nie spodobało się to co powiedziałem - przyznałem
- A co jej powiedziałeś? - spytała zaciekawiona Merida
- Mówiła, że ona i jej siostra różnią się jako ciemność i światło, a ja dorzuciłem inne porównanie, jak ogień i lód. Nieźle to nią wstrząsnęło. Chciała iść, ale złapałem ją za rękę, no i to jej nie przypadło do gustu. Cisnęła mną o drzewo.
- Kiedy ty się nauczysz szanować przestrzeń prywatną? - zapytała Ruda
- Za kolejne trzysta lat? - powiedziałem z niewinnym uśmieszkiem. Roszpunka rzuciła we mnie swoimi włosami niczym lassem, uniemożliwiając mi poruszanie rękami - Mogłabyś następnym razem uprzedzać zanim zrobisz ze mnie mumię? - poprosiłem, ale blondyna mnie zignorowała i zaczęła śpiewać.
- Mam wrażenie, że jesteś masochistą - powiedziała jak skończyła mnie leczyć. Z ulgą wyplątałem się z jej pukli, bo nie lubiłem być związany. Zresztą kto lubi...
- Czepiasz się, to był zwykły wypadek - machnąłem ręką
- Tja, strasznie często masz te "wypadki" - narysowała w powietrzu cudzysłów
***
Jasnowłosa dziewczyna stała na balkonie swego zamku. Jej przenikliwe oczy już dawno wychwyciły dwójkę mężczyzn, którzy zakradali się do jej pałacu. Naiwne z ich strony było myślenie, że Ona ich nie zauważy. Ona zawsze wiedziała, że ktoś się włamuje czy choćby zbyt blisko podchodzi.
Przybysze przystanęli przy ogromnych, lodowych wrotach dzieląc między siebie bełty i ładując kusze. Wszyscy myśleli, że te zabawki ją powstrzymają. Na jej twarzy zagościł smutny uśmiech. Nie lubiła zabijać, ale nie dawano jej wyboru.
Z resztą jej siostra to uwielbiała patrzeć jak jasnowłosa odbiera życie, a ta nie potrafiła jej odmówić.
"Mamy gości!", zawołał rozradowany głosik w jej głowie. "Czas ich przywitać!"
Młoda kobieta z westchnieniem przeszła do górnej sali. Już po chwili pierwszy bełt śmignął w jej stronę. Złapała go w locie, kilka centymetrów przed twarzą, po czym odrzuciła z powrotem. Mężczyzna ledwo zdążył uskoczyć przed pociskiem.
Jej oczy stały się bladozłote.
- Okrąż! - zawołał drugi. Jasnowłosa uśmiechnęła się pod nosem. Zawsze ten sam manewr...
Machnięcie ręką i oto jeden z jej przeciwników został przybity do ściany. Po soplach spływała krew z przebitego gardła, plamiąc szkarłatem posadzkę.
- Teraz lepiej - powiedziała z olśniewającym uśmiechem, spoglądając na drugiego wojownika. Przerażony mężczyzna celował w jej stronę, ale kobieta jednym promieniem lodu wytrąciła mu broń z ręki. Gdy ten chciał uciec odcięła mu drogę z obu stron ogromnymi ścianami. Zachichotała niczym małe dziecko, kiedy ten zdał sobie sprawę ze swojego położenia. - Nie trzeba było tu przychodzić - zacmokała niezadowolona - Mam nadzieję, że się pożegnałeś, bo rodziny już raczej nie zobaczysz - zaśmiała się, po czym wzniosła również przed nim blok lodu i za pomocą magii wypchnęła go przez balkon do przepaści.
Mrugnęła i jej oczy odzyskały lazurową barwę.
Łooooooooo.... się dzieje...
OdpowiedzUsuńElsa taka zła... Anna jej karze to robić? Co się z nią dzieje? A Anna? Jest dobra czy zła?
Zszokowałaś mnie. Rozdział ślicznie napisany, przeżywałam go jak nie wiem. Swoją drogą ciekawe kiedy Jack spotka Elsę.
Ta końcówka była przerażająca, tak to opisałaś, jeszcze idealne słowa Elsy, naprawdę wyglądała na złą.
Przepraszam za nieobecność, ale naprawdę nie miałam czasu.
Weny, weny, czasu, czasu, czasu, i czasu!
Czekam na next'a! ♥♥♥
Cóż, gdybym odpowiedziała na twoje pytania, to zdradziłabym ci baaaardzo dużo z akcji, a spojlerować ci nie będę :*
UsuńPamiętaj jedno - nagłówek prawdę ci powie :3
No to z nagłówkiem to się domyśliłam (chyba xd) :3
UsuńNominowałam Cie do LA!
OdpowiedzUsuńWięcej u mnie: http://frost-snow.blogspot.com/2015/10/dziesiate-i-jedenaste-la.html#comments